wtorek, 10 czerwca 2014

Kto tu rządzi na tym Okęciu

Odlot planowany był na 9:10 , ale tyle było rzeczy w przeddzień do zrobienia,  że nie dałem rady się spakować,  więc zostawiłem to na rano.
Zatem pobudka o 5-tej i już o 6:15 wsiadałem do samochodu, dzięki czemu miałem szansę na bezstresowe dotarcie na lotnisko i duży zapas czasu na odprawienie się.
O 6:45 byłem już na Okęciu.
Z ulgą stwierdziłem , że przy okienkach ElAl nie ma prawie ludzi,  trochę tylko dziwne było, że aż tyle miejsca było odgrodzone od reszty , w środku stały jakieś stoliki a wokół jacyś żołnierze z karabinkami na piersiach.
No i wtedy się zaczęło.
Widząc że kieruję się w tę stronę od razu pojawiła się jakaś dziewczyna,  zatrzymała i wezwała jakiegoś podejrzanego typa który wziął ode mnie paszport i zaczął odpytywać.
W jakim celu lecę.
Po co lecę.
Jak długo będę.
Gdzie się zatrzymam.
Na jak długo.
A czy mam bilet. (tu mnie zagiął, bo skąd do licha miałem mieć bilet, odprawiając się przez internet wydrukowałem sobie kartę pokładową i we wszystkich cywilizowanych krajach to wystarczało.)
Pan (ani chybi jakiś mossadowiec albo inny tajniak) kazał czekać i zniknął gdzieś z moim paszportem.
Po 5 minutach wrócił i jakby zobaczył mnie pierwszy raz : gdzie lecę,  po co na co za co, słabą pamięć miał najwyraźniej.
Przy okazji niczym wrażliwy gej czule zaglądał mi głęboko w oczy.
No dobra, następne pytania, czy mam znajomych w Izraelu, gdzie pracuję , jak długo,  na jakim stanowisku a czym dokładniej się zajmuję,  czy mam jakiś dowód który może to potwierdzić.
Triumfalnie okazałem sfatygowany identyfikator, ten go obejrzał i pyta czy znam kogoś z Agory, no oczywiście , po 20 latach trudno nie znać.
A czy kogoś z kierownictwa firmy na przykład i czy znam "Grzegorza".
Zajarzyłem ze chodzi o Kossakowskiego, wiec mowie ze nie jestesmy bliskimi kolegami ale mielismy okazje pare razy zamienic jakies slowo i ze lepiej znam "Roberta" który też jest w zarządzie.  No to się zamknął.
Swoją drogą niezły te Żydy mają wywiad , chyba że to jakiś kolega GK był :)
Wrocil do pytań o miejsce pobytu wiec już jak rasowy snitch zakapowalem Agnieszkę, ze juz tam jest w tym hotelu wiec za chwile bylo:
A co tam robi, a jak dlugo jest a po co a na co, dżizus karwa od nowa.
A ile jestescie ze sobą a czy mieszkacie razem a co to za konferencja.
I ciągle te czułe głębokie spojrzenia.
I znowu poszedł gdzieś coś ustalać.
Wraca i pyta kiedy byłem w Egipcie (jakby daty nie widzial) a po co, a z kim.
A czy mam tam znajomych.
A czy znam jakichs egipcjan w polsce.
A czy utrzymuje jakies kontakty z ludzmi z Egiptu,  a czy wysylam maile, a czy piszę do jakiejs ich gazety.
A czemu powiedzialem ze bylem w egipcie z córką a z dziewczyna znam sie krocej a ile corka ma lat.
Starałem sie przypomniec sobie jaki mój dziadek miał rozmiar buta (tak na wszelki wypadek) ale przeskoczyl na turystyke.
Czy mam jakis przewodnik po Izraelu ?
No niestety nie mialem bo pojechał wczesniej.
Ale mam tableta z przewodnikiem. Ale czemu nie mam laptopa. A co jesscze mam z elektroniki. A czemu nie mam aparatu.
A jakie miejsca bede zwiedzać , a dlaczego jeszcze nie wiem a czym dostanę się do Jerozolimy.
I znowu polazl gdzies na 5 minut.
A po powrocie apiat' : kiedy bilet  kupowalem , kto kupowal, dlaczego nie mam biletu, po co robilem zmiane w rezerwacji wczoraj (robilem check-in i przy okazji miejsce zmienialem).
Pokazalem mu nawet maila z potwierdzeniem zakupu biletu.
W koncu wzial moje klamoty i poszlismy do odprawy. Oczywiście nie wypuszczal mojego paszportu z rąk, zalatwil mi w okienku naklejki na plecaki i bilet ale placaka nie oddalismy bo powiedzial ze  jeszcze pojdziemy na kontrolę osobistą.
Letko mi nogi zmiękły, bo wyobrazilem sobie jego włochatą łapę w gumowej rekawiczce.
Ale powiedzial ze to standardowa procedura i ze nie ma co sie bac.
(Pewnie kazdy proktolog tak gada...)
Poszlismy gdzies do jakiegos magicznego pomieszczenia ktore wygladalo jak pomieszanie zlodziejskiej dziupli z laboratorium jamesa bonda gdzie w najlepsze trwalo jakies wywalanie rzeczy z torby ktore potem kolejne osoby obmacywaly czujnikami i jakimis miotelkami . Pewnie byly to klamoty kolesia ktory siedzial na krzesełku. I pewnie tez byl palestynskim terrorystą tak jak ja.
Zorganizowali tam zaraz parawanik i kazali wszystko wyjac, lacznie z kartkami z kieszeni i plastikowym paskiem ze spodni.
Potem mnie solidnie wymacal , nie takie tam pierdu pierdu jak widac w telewizji,  tylko jakby chcial mi przez spodnie policzyc wlosy na nogach.
Padła też komenda żeby rozpiąć suwak w spodniach ( w tym momencie znacząco wymienilismy sie spojrzeniami) ale na szczescie wystarczylo mu wymacanie zaszewek w pasie.
Buty mi zaniósł do jakiegos prześwietlenia a sam zajął się w tym czasie masowaniem mi stóp.  No bo mogłem mieć protezę a w niej semteks, każdy nosi semteks przecież pod podeszwą a najlepiej pod paznokciami.
Ciepłe czyste nóżki to i przyjemnie musialo mu byc pościskać.
Już po godzinie tych wszystkich zabaw dali mi spokój i pozwolili siedzieć spokojnie, słyszałem tylko jak zza ścianki dochodziło : "nie, to może mieć w takiej butelce", "tu prawie nie ma potencjału".
Oczywiście w obu telefonach ("a po co Panu dwa telefony ?") kazali sobie pokazać, że telefon działa więc wysłałem SMSa , że mnie sprawdzają,  niech rodzina wie w razie czego, a nuż mnie zamkną i to bedzie ostatni ślad. Pytali kiedy kupiłem,  kto używa,  czy moja prywatna własność i kto mógł mieć do tego dostęp.
We wszystkim wyjmowali baterie, wyjeli mi z obudowy dysk twardy, wyjęli dosłownie WSZYSCIUTENKO z obu plecaków,  zajrzeli do każdej skrytki i kieszeni. Buty prześwietlili włącznie z klapkami, wszystkie majtki i skarpety z torebek powyjmowali, dobrze że mi pianki do golenia nie zjedli.
Oczywiście portfel miałem też kompletnie przetrzepany, wszystkie pieniądze wyjmowali i karty - a wiem bo inaczej poukładali - i nie trudzili się pytaniem czy wolno i czy mam coś przeciwko.
W sumie to nawet pożytek jakiś z tego był,  bo :
- w końcu wyrzuciłem starą zupkę w proszku (knorr , mniam mniam), która od Peru czyli dobre 7 lat sobie kwitła w jakiejś bocznej kieszonce,
- znaleźli nie wiem czyją szczoteczkę do zębów, nawet im powiedziałem,  że chyba mi coś podrzucili, ale powiedzieli że byla gdzieś w plecaku. Sorry, Gaba, jeśli to Twoja, ale została u nich koszu.

Już po 2 godzinach (10 minut przed odlotem) powiedzieli, że wszystko w porządku i mogę się spakować.
Trochę to obciach jednak pakować wszystkie swoje śmieci przy ludziach, w sumie już prawie mi bliskich, bo to nie wiadomo czy jakaś brudna skarpeta się nie zawieruszyła albo jakie stringi.
Piwa się nie wstydzilem, bo każdy przyzwoity Polak musi jakiś alkohol ze sobą holować. Szkoda, że żadnej konserwy albo kiełbasy nie miałem.

Jeden z tych pseudoagentów wziął mój wielki plecak i polazł z nim do samolotu,  ale po chwili zorientowali się, że dysk twardy jednak jest zbyt niebzpieczny i podejrzany żeby go wziąć na pokład,  więc pani go po prostu wzięła i sobie z nim poszła.  Podobno miała go sama już dopakować, tablet też mi zabrali.
Poczekałem jeszcze aż skończą z drugim terrorystą z mojej tajnej organizacji wywrotowej i poszliśmy do samolotu. Tym razem jako VIPy, czyli jakimś bocznym wejściem dla biznesklasy bo chyba czas im się konczył.
Dobrze, że dolce kupiłem dzień wcześniej bo kantor mogłem zobaczyć tylko w przelocie.
Aha , zgłosiłem chęć skorzystania z toalety, ale i to nie było takie proste. Wezwano drugiego "agenta" który poszedł ze mną do kibla i stał mi za plecami dopóki nie skończyłem,  co nie przyszło z siłą wodospadu, bo męski wzrok chyba źle wpływa na mój układ moczowy , więc trwało to dłużej niż zwykle...

Zostawili nas dopiero jak weszliśmy na pokład.

O. I tak wygląda bezpieczna odprawa przed podróżą.
Zastanawiam się kto im na to wszystko pozwala, bo robili na tym lotnisku co chcieli. Gdyby to była jakaś polska służba to może to byłoby normalne, ale to byli wszystko ludzie z Izraela, niektórzy mówili po polsku jakby się tu urodzili , ale niektórzy ledwo po angielsku dukali.  Oczywiście swoich pobratymców nie ruszali, nie wiem czy w moim przypadku to była kwestia zbyt długiej brody (  w sumie to powinno iść na moją korzyść, bo tak bliżej mi było do ortodoksyjnego semity) czy może nieobrzezania (nie wiem jak na to wpadli , bo jakoś specjalnie się nie obnosiłem a nogawki w spodniach miałem długie).
Wg słów jednego z tych ludzi - te procedury się sprawdzają.


1 komentarz: